To już mamy maj. Bardzo długo wzbraniałem
się przed opublikowaniem tych informacji ze względu na fakt, że nie szukam
sensacji wokół mojej osoby. Sam bardzo sceptycznie odnoszę się do tego rodzaju
„rewelacji”. Jestem za poważny na to by robić z tego powodu jakieś głupoty, a
często obserwuję jak to robią inni. No cóż. Przejdźmy do sedna sprawy. Sama
historia właściwie jest tak krótka jak była nią obserwacja.
Zabrzmi może trochę bajkowo – było to
kilka lat temu podczas mojego wyjazdu emigracyjnego z kraju do Wielkiej
Brytanii. Samo wydarzenie miało miejsce w okolicy miasta Wrexham w Płn. Walii w
drugiej połowie października 2003 roku. W tym czasie mieszkaliśmy z liczną
grupą Polaków w miejscowości Rhosllannerchrugog. Jak okazuje się na ich nazwach
też można „połamać” język. Każdego dnia parę minut po godzinie 5 rano z tej
miejscowości zabierał nas autokar i zawoził kilkanaście mil dalej do jednego z
zakładów pracy gdzie byliśmy zatrudnieni. Owego ranka pogoda zapowiadała się
bardzo ładna, choć było dość zimno. Na niebie nie było ani jednej chmurki a od
wschodu promienie Słońca witały z nami budzący się dzień. Cała grupa zbierała
się na przystanku autobusowym w centrum miejscowości. Czekając na autokar
ludzie rozmawiali i obserwowali otocznie. Właściwie chyba tylko my wstawaliśmy
tam najwcześniej. W pewnej chwili zauważyliśmy wysoko na niebie cztero
silnikowy samolot bardzo wysoko. Z pewnością ponad 10 000 m npm. Leciał ze
wschodu na północny zachód. Odbijało się momentami od niego światło słoneczne a
za samolotem ciągnęły się białe smugi. Typowy widok. Z drugiej strony leciał inny
dwu silnikowy samolot pasażerski. Z kierunku lotu można było przypuszczać, że
leci gdzieś w stronę Edynburga. Ten leciał troszkę niżej i także pozostawiał za
sobą charakterystyczne białe smugi. Tory lotu obu samolotów przecinały się.
W pewnej chwili zauważyliśmy owo „coś”
na niebie. Bezpośrednia obserwacja była o tyle niezwykła, że wcześniej nikt z
nas czegoś podobnego nie widział. Walcowaty obiekt kształtem przypominał zwykłą
szminkę, jakie nosi większość pań w swoich torebkach. Matowo złotego koloru
skierowaną węższą stroną w kierunku toru lotu i nie odbijał promieni Słońca.
Także nie pozostawiał za sobą żadnego śladu na niebie. Gdzieś w 2/3 jego
długości widać było „u góry” coś, co przypominało malutkie poziomo położone
prostokątne „skrzydło”. To była jedyna wyraźna rzecz wyróżniająca się w tej
konstrukcji. Obiekt ten leciał nie wydając żadnego dźwięku z południowego
wschodu na północny zachód i przecinał tory obu samolotów. Przyjmując proporcję
wysokości patrząc okiem obserwatora z Ziemi, leciał o 1/4 wyżej od nich lub jeszcze wyżej. Obiekt ten
poruszał się z wielką prędkością. Samoloty przy nim poruszały się jak
przysłowiowe żółwie. By można powiedzieć – widzieliście satelitę, a może stację
kosmiczną, albo teleskop Hubble`a. I owszem tylko, że jest jedno „ALE”. Obiekt
przez nas obserwowany był około sześciu
razy większy od lecącego większego z dwóch samolotów pasażerskich. Widziany był około jednej minuty i znikł z pola widzenia. Nic
większego nie ma na orbicie Ziemi. Leciał znacznie wyżej niż samoloty oznacza to, że faktycznie był jeszcze większy.
Do dzisiaj zastanawiam się, co wtedy
widzieliśmy? Wiem tylko tyle, że nie można lekceważyć informacji o tego rodzaju
obserwacjach. Jednak także nie można bezkrytycznie każdą informację traktować jako
obserwację UFO. Wiem, że wielu ludzi opowiada bzdury i zmyśla historie szukając
sensacji. Robią tym wiele szkody prawdziwym informacjom o obserwowanych zdarzeniach.
Nigdy tego nie róbcie jeżeli chcecie kiedyś poznać prawdę. To cała moja historia o UFO. Nigdy więcej czegoś podobnego nie widziałem.
Po kilku miesiącach od tego zdarzenia wyjechałem do innego miasta w UK. W tej obserwacji brało udział ponad 10 innych osób.
Do tej historii zamieściłem ilustrację.
Myślę, że wizualizacja tego zdarzenia to dobry pomysł, bo obraz dobrze przemawia do
naszej wyobraźni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz